Ten dzień zaczął się... wcześnie! O godz. 6:30 udaliśmy się na terminal podstawioną przez przewoźnika taksówką, skąd autobus zabrał nas do Puno. Bilet na autobus turystyczny kupiliśmy dzień wcześniej w jednym z biur turystycznych - kosztował 55 dolarów. W cenę biletu były wliczone napoje, lunch i bilety wstępu do odwiedzanych po drodze atrakcji turystycznych. Do Puno z Cuzco można dostać się też pociągiem lub autobusem nocnym, np. Cruz del Sur jednak ich ceny nie odbiegają znacznie od ceny autobusu turystycznego, a trasa jest naprawdę malownicza.
Z kategorii ciekawostek: warto wiedzieć, że są trzy firmy zajmujące się turystycznymi przewozami autobusowymi: Turismo MER, Wonder Peru Bus oraz Inka Express. Wszystkie trzy świadczą dokładnie te same usługi, wszystkie trzy mają dokładnie tak samo nowoczesne autobusy, wszystkie trzy należą do tego samego właściciela. Różnią się tylko ceną - chyba tak po prostu, bez powodu - takie jest właśnie Peru ;-)
Tak więc zanim dotarliśmy do celu zobaczyliśmy
kilka peruwiańskich perełek.
Pierwszą z atrakcji był kościół w Andahuaylillas nazywany przez gringos kaplicą sykstyńską Ameryki Południowej. Przepiękny kościółek wykonany z glinianej cegły i drewna, w środku cały pokryty malowidłami. Niestety podobnie jak w większości kościołów w Peru fotografowanie było zabronione :-( Na słowo musicie nam uwierzyć, że wnętrze kościółka jest imponujące. Przyjemna jest także sama miejscowość. Uliczki i place są zadbane, a atmosfera miasteczka powoduje, że nawet chwila spędzona w tym miejscu daje uczucie totalnego odprężenia. Aż szkoda, że nie mieliśmy więcej czasu na spacer po okolicy.
Pierwszą z atrakcji był kościół w Andahuaylillas nazywany przez gringos kaplicą sykstyńską Ameryki Południowej. Przepiękny kościółek wykonany z glinianej cegły i drewna, w środku cały pokryty malowidłami. Niestety podobnie jak w większości kościołów w Peru fotografowanie było zabronione :-( Na słowo musicie nam uwierzyć, że wnętrze kościółka jest imponujące. Przyjemna jest także sama miejscowość. Uliczki i place są zadbane, a atmosfera miasteczka powoduje, że nawet chwila spędzona w tym miejscu daje uczucie totalnego odprężenia. Aż szkoda, że nie mieliśmy więcej czasu na spacer po okolicy.
Następne było Raqchi - ruiny świątyni boga Wiracocha. Tak naprawdę nie wiadomo kiedy świątynia powstała. Przypuszcza się, że było to w XV w. Do dnia dzisiejszego zachowała się jedynie jedna ściana (środkowa) budynku. Jednak z pozostałości można wywnioskować, że była ona ogromna. W pobliżu ruin świątyni znajdują się również spichlerze oraz pozostałości budynków mieszkalnych. Miejscowi wykorzystali zainteresowanie ruinami i w pobliskiej miejscowości handlują rękodziełem. Targ mogę określić jednym słowem: NIESAMOWITY. Pomimo dużej ilości turystów, targ sprawia bardzo autentyczne wrażenie. Produkty tu sprzedawane są rzeczywiście ręcznie robione. W dodatku jest tu sporo taniej niż w Cuzco i okolicy. Bardzo miło wspominamy to miejsce.
Już kilkadziesiąt minut po odwiedzeniu Raqchi i zjedzeniu lanchu zaczęliśmy drogową wspinaczkę na przełęcz La Raya - najwyżej położony punkt na trasie z niezapomnianymi widokami i oczywiście stoiskami z rękodziełem. Przed wyjściem z autokaru proponujemy się cieplej ubrać...
Już nam sam koniec odwiedziliśmy muzeum kultury Pukara - dla mnie najmniej interesujący punkt trasy. Może to miejsce okazało by się ciekawsze gdyby nasz przewodnik o nim ciekawiej opowiadał. Zaraz przy muzeum znajduje się stary, bardzo zniszczony kościół. Warto do niego zajrzeć. Panuje w nim mroczna, niesamowita atmosfera. Zaraz przy kościele można zaopatrzyć się w pamiątki np. figurki byków na szczęście (malutki kosztuje 5 soli). Miejsce jest tak nieprzekonywujące, że nawet zdjęć tam nie robiliśmy.
O godz.
17:00 byliśmy w Puno. Na terminalu zasięgnęliśmy informacji o godzinach
odjazdu autobusów do Copacabany - nie wierzyliśmy informacjom z forów internetowych, że autobusy kursują tak rzadko, lecz niestety okazało się to prawdą - ostatni o godz. 14:30. Przemiła Pani pracująca dla jednego z biur turystycznych poleciła nam
hotel. Z oferty skorzystaliśmy i za 80 soli spędziliśmy noc w całkiem
przyjemnym hotelu Andean, do którego z terminala dowiozła nas taksówka (ok. 10 soli). Dodam, że cena regularna to 60 dolarów :-)
Czasem jednak opłaca się działać na ostatnia minutę - bez rezerwacji. Zanim wskoczyliśmy do łóżek zrobiliśmy obchód po Puno. Miasto do przyjemnych na pewno nie należy. Generalne turyści traktują Puno jako punkt wypadowy na Wyspy Uros. W mieście krążyliśmy po jedynej chyba turystycznej uliczce, a potem po Plaza de Armas. Zaraz przy Plaza de Armas ( po lewej stronie ) zjedliśmy przepyszną pizzę. Pizza była przyrządzana na naszych oczach, a następnie "wepchnięta" do glinianego pieca. Była idealna. Kosztowała ok. 10 soli. Mieliśmy też w restauracji okazje zobaczyć przedstawienie teatralne opowiadające o powstaniu świata wg wierzeń inkaskich.
Więcej zdjęć z całego Peru pod tym linkiem.
PRAKTYCZNIE:
Więcej zdjęć z całego Peru pod tym linkiem.
PRAKTYCZNIE:
Nocleg w Puno:
- Hotel Titicaca Andean House - 80 soli/pokój 2-osobowy
Transport:
- Autobus turystyczny z Cuzco do Puno - 55 $ - bilet do kupienia przez internet lub w każdym biurze podróży w Cuzco / Puno.
- Taxi z dworca autobusowego w Puno do centrum - 5 soli
Jedzenie:
- Pizza w Restaurante Titicaca na Plaza de Armas - 10 soli
Brak komentarzy
NAPISZ COŚ