No cóż, aż wstyd się przyznać, ale z Maroka wróciło mnie jakieś 3 kg więcej. A to wszystko za sprawą kuchni marokańskiej. Tagine, cuscus, naleśniczki i ciacha towarzyszyły mi w tym kraju dosłownie każdego dnia. Na sama myśl o tych wszystkich pysznościach zaczyna mi ciec ślinka. Muszę jednak przyznać, że przez to pod koniec wyjazdu trochę tęskniłam za naszym tradycyjnym schabowych. No, ale wracamy na stół marokański...
Zup w Maroku raczej się nie jada. Jedną,
jedyną jaką można w tym kraju spotkać jest harira. W zupce znalazłam m.in. ciecierzycę, bób oraz drobny makaron. Nie powiem, zaiste bardzo smaczna
i naprawdę syta to zupa. Harirę jada się na różne sposoby, w zależności od
regionu. W Marrakeszu np. zupa zagryzana jest słodkimi ciasteczkami. W
Rabacie z kolei do gara z zupą wbijane są surowe jajka, a jak zupka
jest już w miseczce trzeba doprawić ją sokiem z cytryny, oczywiście wg uznania. Mi wariant
pierwszy bardziej przypadł do gustu.
Naj, naj hariry możecie
posmakować w Marrakeszu na placu Jamaa el-Fna (zaraz przy stoisku nr 1). Cena? W zależności od miejsca, w którym chcecie jeść. Od 3
dh na Jamaa el-Fna do 20 dh, a może i więcej, w ekskluzywnych
restauracjach.
Było o zupie czas na coś konkretniejszego :-)
Popisowym daniem w Maroku jest tagine. Tagine przyrządzany jest w tagine, czyli glinianym naczyniu o stożkowatym kształcie. Składnikiem tagine jest mięso, np. jagnięcina, baranina lub kurczak oraz warzywa, tj. ziemniaki, marchewka, groszek oraz pokaźna ilość przypraw. Wszystkie te składniki są duszone na wolnym ogniu w glinianym naczyniu. Kilka raz miałam okazję rozsmakować się w tej potrawie i za każdym razem smakowała ona troszkę inaczej. Tagine możecie posmakować już za 25 dh, w nieco lepszej restauracji kosztował 60 dh. Należy jednak pamiętać, że drożej nie zawsze znaczy smaczniej. Nam najbardziej smakował tagine, którym zajadaliśmy się na pustyni. Podano go nam w wielkim naczyniu. Najadły się nim trzy osoby i jeszcze czwarta by pewnie się najadła, bo nie daliśmy rady wszystkiego skonsumować. Tagine, jak zresztą większość potraw w Maroku, zagryza się pysznym chlebem, który niekiedy (dla Marokańczyków często) pełni również funkcję sztućców.
Nie odmówiłam sobie też cusus czyli po prostu kaszy cuscus z mięskiem i warzywami (marchewka, ogórek, bakłażan). Potrawie niepowtarzalnego smaku nadają oczywiście przyprawy. Cuscus był niezły, ale ochów i achów tym razem nie było. Cena - od 25 dh.
W Maroku wszechobecne są brouchetty, czyli grillowane kawałki mięsa, np. indyczego z dodatkiem np. pysznych frytek. Możecie ich spróbować w każdym snack barze w Maroku. Cena od 25 dh. Naprawdę smaczne. Polecam.
Dodam, że zanim na stole pojawi się danie główne zostaniecie uraczeni przystawką - z reguły za darmochę (z wyłączeniem placu Jamaa el Fna w Marrakeszu). Przystawka to z reguły chleb, oliwki i pyszny pikantny sos. Nazwy sosu nie pamiętam, ale jest on naprawdę rewelacyjny.
No i deser...
Dodam, że zanim na stole pojawi się danie główne zostaniecie uraczeni przystawką - z reguły za darmochę (z wyłączeniem placu Jamaa el Fna w Marrakeszu). Przystawka to z reguły chleb, oliwki i pyszny pikantny sos. Nazwy sosu nie pamiętam, ale jest on naprawdę rewelacyjny.
No i deser...
Maroko to idealne miejsce dla łasuchów. Ciast, ciasteczek, galaretek jest tu bez liku. Od wyboru do koloru. Nam szczególnie do gustu przypadły pączki. Najsmaczniejsze udało nam się nabyć na medynie w Fezie (2 dr) i na medynie w Rabacie (1,5 dh). Pączusie są smażone na naszych oczach, następnie obtaczane w cukrze i jeszcze gorące lądują w rękach nabywcy. Potrafiliśmy wpałaszować dziennie po kilka pączusiów. No a kilogramów przybywało :-) Pychota.
Nie odmawialiśmy sobie także naleśników. Kupić je można na każdej medynie w tzw. garkuchniach. Na talerzu dostajecie pyszny, ciepły naleśnik z konfiturą, czekoladą, miodem lub serkiem topionym (fromage). Idealne na śniadanie. Cena? My płaciliśmy ok. 4-5 dr za sztukę. W garkuchniach możecie napić się także słynnej marokańskiej herbaty. Co ciekawe na południu kraju rzadko spotykaliśmy herbatę z dodatkiem mięty. Mimo wszystko i tak była pyszna. Pyszne również były soki wyciskane z pomarańczy czy grapefruitów. Najlepsze na placu Jamaa el Fna (4 dh szklaneczka).
Nadmienię, że również na placu Jamaa el Fna (stoisko nr 70) spróbowaliśmy herbaty o niepowtarzalnym ostrym smaku. Jak nam wyjaśnił jeden z Marokańczyków, herbata jest przyrządzana z mieszkanki przypraw i należy ją popić wodą. Do herbaty idealnie pasowało przyprawowe ciasteczko. Warto spróbować. Herbata kosztowała nas 5 dh, a ciasto kolejne 3 dh.
Na koniec słów kilka o przekąskach. Dosłownie kilka bo przekąską w Maroku jest po prostu bułka z grillowanym mięsem oraz cebulą. Jest też wariant bardziej wypasiony czyli z warzywami. Taka bułka kosztuje od 10 do 25 dh (zależnie od miasta).
No to smacznego :-)
Garść informacji praktycznych, czyli gdzie dokładnie jedliśmy:
Fez:
* tytuł posta ze specjalną dedykacją dla D. i Ł. z Wrocławia ;-)
Nie odmawialiśmy sobie także naleśników. Kupić je można na każdej medynie w tzw. garkuchniach. Na talerzu dostajecie pyszny, ciepły naleśnik z konfiturą, czekoladą, miodem lub serkiem topionym (fromage). Idealne na śniadanie. Cena? My płaciliśmy ok. 4-5 dr za sztukę. W garkuchniach możecie napić się także słynnej marokańskiej herbaty. Co ciekawe na południu kraju rzadko spotykaliśmy herbatę z dodatkiem mięty. Mimo wszystko i tak była pyszna. Pyszne również były soki wyciskane z pomarańczy czy grapefruitów. Najlepsze na placu Jamaa el Fna (4 dh szklaneczka).
Nadmienię, że również na placu Jamaa el Fna (stoisko nr 70) spróbowaliśmy herbaty o niepowtarzalnym ostrym smaku. Jak nam wyjaśnił jeden z Marokańczyków, herbata jest przyrządzana z mieszkanki przypraw i należy ją popić wodą. Do herbaty idealnie pasowało przyprawowe ciasteczko. Warto spróbować. Herbata kosztowała nas 5 dh, a ciasto kolejne 3 dh.
Na koniec słów kilka o przekąskach. Dosłownie kilka bo przekąską w Maroku jest po prostu bułka z grillowanym mięsem oraz cebulą. Jest też wariant bardziej wypasiony czyli z warzywami. Taka bułka kosztuje od 10 do 25 dh (zależnie od miasta).
No to smacznego :-)
Garść informacji praktycznych, czyli gdzie dokładnie jedliśmy:
Fez:
- Obiady w barach dla lokalsów na początku Rue Talaa Sghira (idąc od strony słynnej Bab Boujloud).
- Pączki w środkowej części Rue Talaa Kebira.
- Pyszna herbata miętowa tuż przy bramie Bab Boujloud (pierwsza knajpa po lewej stronie po przejściu przez bramę).
- Śniadania w różnych naleśnikarniach na Rue Dabachi.
- Lunch ;-) w różnych snack barach na całej medynie. Taniej na Rue Bab Doukkala blisko bramy o tej samej nazwie. Tam też polecamy zaopatrzyć się w przyprawy.
- Obiadokolacje na Jemaa el Fna w barze u Aischy, stoisko nr 1.
- Herbaty miętowe i zupy obok stoiska Aischy.
- Śniadania w różnych naleśnikarniach na medynie lub w kawiarniach na Avenue Mohammed V w nowej dzielnicy (blisko medyny).
- Obiady w Restaurant de la Liberation na medynie (Avenue Mohammed V).
* tytuł posta ze specjalną dedykacją dla D. i Ł. z Wrocławia ;-)
Brak komentarzy
NAPISZ COŚ