Nie ukrywam, że z tym miejscem wiązaliśmy duże nadzieje i absolutnie nie zawiedliśmy się. Przystanek CTM w Chefchaouen znajduje się 15-20 minut od medyny, cały czas pod górę, ale spokojnie można ten odcinek przejść na własnych nogach. Tak jak my. Po przekroczeniu bramy prowadzącej do medyny spodziewaliśmy się ataku naganiaczy, tym bardziej, że byliśmy jeszcze z dużymi plecakami. A tu guzik z pętelką – zero naganiaczy. Jeden ze sprzedawców widząc naszą dezorientację w terenie sam zaoferował pomoc. Trochę z nieufnością wysłuchaliśmy jego rad, a potem czekaliśmy na wyciągnięcie przez niego dłoni po dirhamy, ale nic takiego nie miało miejsca. Zaczęło się dobrze...
Nie mieliśmy zarezerwowanego hotelu więc na początek zaczęliśmy szukać noclegu. Zdecydowaliśmy się na Hotel Koutoubia – bardzo fajny i nieduży hotelik blisko głównego placu medyny. Przemiły właściciel, pyszne śniadanie serwowane na tarasie i komfortowe pokoje składają się na to, że z czystym sumieniem możemy polecić to miejsce. W hotelu zostawiliśmy bagaże i ruszyliśmy na podbój miasteczka.
Chefchaouen ma malutką medynę. Malutką, ale naprawdę piękną. Domy, sklepiki czy restauracje są niebiesko-białe z przewagą niebieskiego we wszystkich odcieniach. Spacer wąskimi uliczkami miedzy budynkami sprawił, że czuliśmy się jak w niebie. Miasto w XV w. założył Mulaj Ali ben Raszid jako bazę plemion berberyjskich z Rifu. Jego rozkwit nastąpił zwłaszcza po przybyciu uciekinierów z Granady tj. muzułmanów oraz żydów pod koniec XV w. To właśnie oni wybudowali bielone domy z malutkimi balkonami, patiami i dachami krytymi dachówką. Niebieskawy kolor wprowadzili został "wprowadzony" przez żydów ok. 1930. Dawniej okna i drzwi malowano na zielono (zielony to nawiązanie do islamu). Co ciekawe, do czasu podboju miasta przez Hiszpanów (lata 20. XX wieku) niewierni mieli zakaz wstępu do Chefchaouen... pod groźbą kary śmierci.
Wracając do naszej przechadzki po medynie... oczywiście trochę się pogubiliśmy, ale specjalnie nas to nie martwiło bo dzięki temu odkrywaliśmy coraz to piękniejsze zakątki. Jak tylko podłoże (chodnik) uliczki zaczynało się robić ciemno niebieskie to znaczyło, że brniemy w ślepą uliczkę - a te w Chefchaouen były najładniejsze :).
Po tych wszystkich wąskich uliczkach biega mnóstwo kotów. Piękne, zadbane kociaki. W wierzeniach islamskich kot odgrywa bardzo ważną rolę: jeśli zły duch ma wybrać opętanie człowieka lub kota, zawsze wybierze to biedne zwierzątko. W związku z tym kotów w Chefchaouen dostatek.
Centrum medyny stanowi plac Uta el-Hammam... tu toczy się życie towarzyskie, przede wszystkim wieczorem. Wokół niego ulokowanych jest sporo restauracji i garkuchni. W jednej z tych garkuchni spróbowałam pierwszy raz w życiu gotowanego ślimaka. Tak do końca nie byłam pewna czy będę w stanie zjeść cała michę mięczaków. W związku z powyższym zapytałam się sprzedawcy czy mogę kupić 2 ślimaki. On się uśmiechnął i dał mi 3 na spróbowanie za darmo. No cóż, wiem jedno - nie zagoszczą one na moim stole. Będąc na placu nie omieszkaliśmy wstąpić także do kazby, czyli fortecy obronnej. W chwili obecnej pełni ona funkcję muzeum. Trochę fotografii, przyjemny ogród i panorama z wieży na okolice - tyle zobaczycie decydując się na wydanie 10 dh. My uważamy, że warto, tym bardziej, że 10 dh nie jest jakąś oszałamiającą kwotą.
Dodam, że zachód słońca podziwialiśmy ze wzgórza oddalonego od medyny o jakieś 500 metrów. Zdecydowanie polecam opuścić mury medyny i pokonać te kilka metrów w górę (w stronę małego meczetu). Widok niezapomniany i co ważne niewielu turystów. Idąc w stronę świątyni mijaliśmy, tak się nam przynajmniej wydawało, pola uprawne haszyszu. W końcu góry Riff, w których leży Chefchaouen, są uważane za królestwo haszu.
Podsumowując Chefchaouen: relaks, odpoczynek, spokój... Śmiało mogę napisać, że to takie nasze "the best of" w Maroku.
Z Chefchaouen do Fezu ulotniliśmy się następnego dnia o godzinie 13:00. oczywiście CTM.
PRAKTYCZNIE:
Nocleg w Chefchaouen:
- Hotel Koutoubia - Av Ibn Askar Sebbanine - 240 dh (cena za pokój dwuosobowy z prywatną łazienką ze śniadaniem). Polecamy.
Jak dojechać z Tangeru do Chefchaouen?
- Jest tylko jeden autobus bezpośredni z Tangeru do Chefchaouen. Zdecydowanie łatwiej się dostać z wykorzystaniem naszego sposobu z przesiadką w Tetouan. Autobus do Chefchaouen odjeżdża zazwyczaj 15 minut po przyjeździe autobusu z Tangeru, więc przesiadki nie są czasochłonne. Rozkład jazdy i aktualne ceny biletów dostępne są na stronie internetowej CTM (http://www.ctm.ma).
- W Tangerze znajdują się dwa dworce autobusowe. Główny dworzec, Gare Routière de Tanger, znajduje się przy Place de la Ligue Arabe. Odjeżdżają z niego autobusy przedsiębiorstwa CTM i większości mniejszych firm. Drugi dworzec, a raczej biuro CTM wraz z zatoczką autobusową, znajduje się ok. 1,5 km na południe od Gare Routière przy ulicy Av. Youssef Ben Tacheffine 29. Odjeżdżają z niego autobusy do miasta Tetouan.
- Będąc w Tetouan można sobie zrobić krótki pit-stop i wypad na pobliską medynę. Dworzec autobusowy znajduje się ok. 5-10 minut piechotą od jej głównego placu.
- Dworzec autobusowy w Chefchaouen (Gare Routière) położony jest na południowo-wschodnim końcu miasta, 20 minut piechotą od bram medyny. CTM jak i mniejsi przewoźnicy jeżdżą z tego samego dworca (rozkład jazdy i ceny biletów dla CTM na stronie http://www.ctm.ma/).
Jedzenie:
- Restauracje na głównym placu miasta, czyli Plaza Uta el-Hammam (tagine do 40 dh).
Więcej zdjęć z całego Maroka możecie zobaczyć pod tym linkiem.
Brak komentarzy
NAPISZ COŚ