Szentendre, do którego zrobiliśmy sobie kilkugodzinny wypad z Budapesztu, słynie przede i nade wszystko z marcepana. I w sumie to właśnie marcepan stał się naszym celem. Pogoda była jednak, idealna na spacer, więc zgodnie stwierdziliśmy, że szkoda czasu na krążynie po muzealnej wystawie. Skończyło się na lodzie marcepanowym, który (nawiasem mówiąc) był przepyszny.
Dotarcie do Szentendre wydawało nam się dziecinnie proste. Tu wsiąść, tam wysiąść i jesteśmy na miejscu. Remont zweryfikował nasz plan. I cena też jakoś tak dziwnie wzrosła. No ale nic to - jedziemy. Słowo się rzekło. Marcepanowe królestwo czeka...
Po ponad dwugodzinnej podroży podczas której pogubiliśmy się totalnie co, gdzie i jak, dotarliśmy. Węgrzy też czuli się zdezorientowani, więc jakoś tak nam raźniej było. Cóż, zawsze przyjemniej zastanawiać się w grupie:
- Skasować ten bilet, czy ten drugi?
- Wsiąść do tego pociągu czy czekać?
Szentendre okazało się małym, uroczym miasteczkiem z wąskimi uliczkami, galeriami, prawosławnymi świątyniami, kościołem oraz prawdopodobnie najmniejszą na świecie synagogą. Skąd cerkwie? Otóż do miasta dawno temu przybyli Serbowie uciekający przed Imperium Osmańskim. W Szentendre stworzyli oni swoją "małą ojczyznę". Ot i sekret cerkwi. Serbów już wielu w miasteczku nie ma, ale świątynie zostały.
Co poniektórzy porównują to miejsce do Kazimierza Dolnego, taka chyba przypadłość Polaków do porównywania. Mamy polską Angelinę Jolie, polskiego Brada Pitta, Gdańsk to polski Amsterdam, Szentendre - Kazimierz Dolny.
Miasta mają ze sobą rzeczywiście wiele wspólnego, np. największa rzeka kraju, kościół na wzgórzu, no i oczywiście galerie artystów. Różni je jednak coś ważniejszego niż zabytki... atmosfera, klimat. Kazimierz Dolny zapamiętałam jako miejsce anielskie, gdzie czas płynie w zwolnionym tempie, chwilami nawet nudnawe, aczkolwiek ta nuda ma swój urok. Szentendre jest pełne turystów i wycieczek szkolnych, aby zaznać spokoju trzeba zejść z głównych szlaków. Miasto żyje.
Szentendre niby nam się spodobało... rzeczywiście ma w sobie urok, ale... jednocześnie zawiodło. Chyba spodziewałam się czegoś więcej. Być może jestem już tak rozpieszczona przez to co widziałam (np. małe niemieckie miasteczka na Romantische Strasse czy Czeski Krumlow - cudo), że nie wszystkim potrafię się tak do końca zachwycić, że nie za każdym razem opada mi przysłowiowa szczena. Jednakże nie zmienia to faktu, że będąc gdziekolwiek cieszę się tym miejscem i eksploruję je jak tylko się da. Ponieważ uważam, że generalnie świat jest niesamowity i gdy tylko mogę staram się poznawać jego uroki.
Po miasteczku kluczyliśmy dobre 4 godziny, zaglądając wszędzie tam gdzie zajrzeć się dało. A to wspięliśmy się na wzgórze, na którym rozgościł się kościół św. Jana - widok jest kapitalny. A to zasiedliśmy na langosza - pyszny i tani. A to umieraliśmy ze śmiechu patrząc jak turyści próbują uruchomić pompę ulokowaną na (uwaga!) trójkątnym rynku, pomimo że sama miałam początkowo z nią problem i przez przypadek odkryłam jej bardzo nieskomplikowany mechanizm.
Na północnych obrzeżach miasteczka znajduje się także skansen. Drewniane zagrody, przydomowe ogródki z kolorowymi kwiatami zapewne wyglądają rewelacyjnie. Osobiście nie skorzystaliśmy ze skansenowej opcji. Pod nosem mamy skansen we Wdzydzach, jakiś czas temu odwiedziliśmy skansen pod Lublinem, więc odpuściliśmy. Choć z relacji wynika, że jest to przyjemne miejsce.
Szentendre jest świetną alternatywą na jednodniową wyprawę dla wszystkich tych, których zmęczy Budapeszt i muszą się zresetować. Małe, spokojne i niedrogie. Polecam.
PRAKTYCZNIE:
Na początku deptaka znajduję się Punkt Informacyjny, w którym otrzymacie szczegółowa mapkę miasteczka.
Dojazd:
- Pociągiem podmiejskim linii HEV 5 z placu Batthyány tér. Pociągi odjeżdżają co 10-30 minut, a podróż trwa ok. 40 minut. Do Batthyány tér można dojechać czerwoną linią metra. Kupując bilet do Szentendre dostaniemy dwa bilety. Jeden musimy skasować na początku podróży i obowiązuje on do granicy administracyjnej Budapesztu, natomiast drugi obowiązuje od granicy miasta do samego Szentendre. Jest to najszybszy sposób dotarcia na miejsce.
- Autobusem z dworca Árpád Bridge, do którego można dojechać niebieską linią metra. Przejazd do Szentendre trwa podobno ok. 40 minut.
- Promem z przystani Vigadó Square lub Batthyány Square kursującym od początku maja do końca września. Rejs trwa ok. 90 minut, a ceny i rozkład dostępne pod tym linkiem.
- Langosza w barze na ulicy Bercsényi utca.
- Lody marcepanowe w kawiarniach przy ulicy łączącej dworzec kolejowy ze starówką.
Co zobaczyć:
- Muzeum marcepana przy ulicy łączącej dworzec kolejowy ze starówką.
- Skansen na północnych obrzeżach miasteczka.
- Panoramę miasteczka ze wzgórza, na którym stoi kościół rzymskokatolicki (Templom ter). Sokole oko dostrzeże nad drzwiami prowadzącymi do kościoła zegar słoneczny - najstarszy na Węgrzech.
- Rozliczne muzea i galerie autorskie - aczkolwiek my z tej formy zwiedzania nie skorzystaliśmy.
- Wąskie uliczki rozsiane po całej starówce.
Węgry to piękny kraj. Super pozytywnie nastawieni ludzie i ta ich kuchnia. Mniam
OdpowiedzUsuńPolecam i pozdrawiam
Piękne miasteczko wypoczynkowo-turystyczne, nie tylko marcepan, zwłaszcza, że tam pracowałem kiedyś wraz z przyjaciółmi. Polecam też jego miłe zakątki niepowtarzalnego klimatu i sławne muzeum. Jest też zaskakujące wrażenie po spacerach uliczkami Szentendre. Całość okraszona jest bliskością do Stolicy Węgier i jest lepsze od innych miasteczek tego typu np. w Niemczech. Z pozdrowieniami!
OdpowiedzUsuń