Po ponad 10 dniach nadeszła ta chwila... pożegnanie z Laosem. Czy się jeszcze zobaczymy? Czas pokaże. Jednak zanim się ostatecznie pożegnamy, to w drodze do Pierwszego Mostu Przyjaźni zobaczymy jeszcze jedno miejsce. Takie "must see" przy okazji pobytu w Vientiane. Ostatnią atrakcją naszej laotańskiej przygody jest... Buddha Park!
Rano pobudka, prysznic i śniadanie. Następnie plecaki na plecy i dawajta na miejski dworzec autobusowy zlokalizowany obok centrum handlowego w poszukiwaniu autobusu nr 14. Po drodze spotykamy tuk-tukowca:
- Gdzie chcecie jechać?
- Do Buddha Park.
- Zawiozę was.
- Za ile?
...tu pada kwota nie do przyjęcia...
- Nie, dziękujemy. Pojedziemy autobusem.
- Ale autobusy nie jeżdżą ponieważ...
...i tu zaczęła się wyliczanka.
Autobusy oczywiście kursowały, zgodnie z planem i uwaga... klimatyzowane! Po około 30 minutach podróży byliśmy na miejscu.
Wchodzimy i szok. Tak dziwnego miejsca już dawno nie widziałam. Otaczają nas posągi przeróżne. Jest ich około 200. Większe i mniejsze. Wszystkie z wyrzeźbionego betonu. Wszystkie jak z innego świata. Fantastyczne. Sprawiające wrażenie bardzo, bardzo starych, a powstały przecież w II połowie XX wieku. Park stworzony został przez duchowego przywódcę Bunleua Sulilat, który wraz z przejęciem władzy w Laosie przez komunistów wyemigrował do Tajlandii. W Tajlandii, po drugiej stronie Mekongu w miasteczku o nazwie Nong Khai, stworzył park podobny do laotańskiego.
Oprócz wizerunków Buddy są tutaj także rzeźby antropomorficzne, demony i zwierzęta. Najbardziej niezwykła jest ogromna dynia. Dynia - wieża o wysokości 6 m. Dynia, do której wnętrza można wejść, więc co tam - wchodzimy. Wnętrze dosyć przerażające. W środku są trzy poziomy: piekło, ziemia i niebo. Zamiast pestek, dziwaczne stwory. Wdrapujemy się na sam szczyt warzywa i podziwmy park z góry. Żar leje się z nieba. Jest magicznie. Wiemy, że nasza przygoda z Azją, a tym bardziej z Laosem, zaraz dobiegnie końca. Niestety. Siedzimy tak na tej najdziwniejszej dyni na ziemi nie czując presji czasu i gdzieś tam w głębi mówimy do widzenia... może kiedyś tu wrócimy? Do Vientiane chyba nie, ale może do Luang Prabang, do Nong Khiaw na pysznego omleta z ryżu, do Muang Ngoi, żeby w końcu dotrzeć do ostatniej wioski? Może jeszcze dalej na północ, do Muang Khua? Może do krainy 4000 wysp na południu kraju?
Wracając jednak z krainy marzeń... Po ponad godzinie spędzonej w tym niezwykłym miejscu decydujemy się jeszcze na ostatnią, pyszną, laotańską kawę w przydrożnym barze. Nigdzie nam się nie spieszy, bo pociąg z Nong Khai do Bangkoku mamy dopiero wieczorem. Po naładowaniu akumulatorów ładujemy się znowu do autobusu nr 14 i zmierzamy w stronę granicy laotańsko-tajlandzkiej. Tu wymieniamy kipy, które poza Laosem są niechciane i po 20 minutach jesteśmy znowu w Tajlandii.
PRAKTYCZNIE:
Dojazd do Buddha Park i do mostu granicznego:
- Autobus nr 14 - Najtańszy i chyba najwygodniejszy sposób transportu na tej trasie. Autobus odjeżdża z przystanku obok dworca o nazwie Talat Sao Bus Station (inna znaleziona w Internecie nazwa to Khua Din Bus Station) co 20 minut od godziny 6:00 do 17:00. Po drodze zatrzymuje się przy moście granicznym, czyli Pierwszym Moście Przyjaźni. Ostatni autobus powrotny spod Parku odjeżdża ok. 16:45. Bilet kosztuje 6 000 kip.
- Tuk-Tuk - Koszt w tą i z powrotem z czekającym na miejscu kierowcą to ok. 100 000 kip. Naszym zdaniem słaby interes...
Buddha Park:
- Park nie jest położony w samym Vientiane (tak jak większość myśli) tylko ok. 25 km od miasta nad brzegiem Mekongu. Bilet kosztuje 5 000 kip od osoby + 3 000 kip za aparat fotograficzny. Na zwiedzanie z wypiciem kawy warto poświęcić ze 2 godziny. Ciężkie plecaki można bezpiecznie zostawić w kasie biletowej.
Brak komentarzy
NAPISZ COŚ