Przygodę z Laosem zakończyliśmy na dobre. Po przejściu kontroli granicznej zapakowaliśmy się w shuttle bus. Nim się obejrzeliśmy znowu byliśmy w najbardziej uśmiechniętym kraju na świecie, a dokładnie to w miasteczku Nong Khai. W planach był nocny transport do Bangkoku. Bilety na pociąg zakupiliśmy już w Chiang Mai. Podobno rozchodzą się one bardzo szybko, więc postanowiliśmy się zabezpieczyć. Jak to mówią - przezorny zawsze ubezpieczony.
Nong Khai powitało nas oczywiście żarem z nieba, kontrolowanym chaosem i gwarem. Czekało nas tu kilka godzin oczekiwania na pociąg. I absolutnie nie narzekałam na taki stan rzeczy. Cieszyliśmy się, że możemy zobaczyć coś nowego. Jadnak umówmy się, nie jest to jakoś specjalnie ciekawe miasto, ale to nie wada. Nong Khai jest świetne na odpoczynek. Większość czasu spędziliśmy gapiąc się na Mekong i Laos, który zostawiliśmy hen, hen na drugim brzegu tej majestatycznej rzeki.
Siedzieliśmy obserwując rzekę i ludzi, aż tu nagle widzimy jak zbliża się do nas grupa rowerzystów. Każdy w takim samym stroju, każdy oczywiście z uśmiechem na twarzy. Zatrzymują się tuż obok nas. Na żółtych koszulkach mają napis Bike for Dad. Wiedzieliśmy, że 5 grudnia Król świętował swoje urodziny, ale czy rowerowa pielgrzymka prawie tydzień po fakcie ma z tym coś wspólnego? Postanawiamy dowiedzieć się o co chodzi.
- Hej. Pedałujecie dla swojego Króla?
- Hej. Nieee... Dla naszego Taty! - odpowiedzieli z uśmiechem.
Ta mała grupka rowerzystów uwielbiających swojego Tatę - Króla, była tylko skromną przystawką do tego co zobaczyliśmy następnego dnia w Bangkoku, ale o tym w kolejnym poście...
Nie minęła godzina, jak stanęła przed nami grupka chłopaków prosząc łamanym angielskim o wywiad.
- Ok. Pytajcie.
- Czy podoba się Wam w Tajlandii?
- Tak. Bardzo.
- Ile razy byliście w Tajlandii?
- To jest nas drugi pobyt.
- Jakie jest Wasze ulubione danie?
- Green curry - odpowiedziałam pewnie.
- Czy....
I na tym się skończyło ponieważ dziennikarz/reporter w stopniu mocno podstawowym znał angielski, a my mieliśmy pomóc mu się przełamać. Chłopak się zaciął. Czasem i tak bywa. Generalnie bardzo fajny sposób na naukę języka.
Jak już się nasiedzieliśmy i poobserwowaliśmy to ruszyliśmy na Taa Sadej Market. Można na nim kupić dosłownie wszystko, czego dusza zapragnie. No prawie wszystko... Z green curry był problem. Tak więc skierowaliśmy nasze kroki z powrotem nad rzekę, gdzie knajpek jest bez liku. Ja tradycyjnie wpałaszowałam green curry, a Wojtek wymarzonego... uwaga (tu fanfary)... schabowego i fryty! Po takim daniu wróciła mu moc i chęci na kolejne 2 tygodnie podróżowania. Tylko co z tych chęci jak za 30 godzin mieliśmy być już na lotnisku?
Nim zdążyliśmy się obejrzeć, nasz czas w przesympatycznym Nong Khai dobiegł końca. Bardzo polubiliśmy to powolne i gościnne miasteczko. Tuk-tukiem dostaliśmy się do stacji kolejowej, a tam już czekał na nas pociąg. Wygodnie rozsiedliśmy się na przydzielonych nam miejscach. Nagle do wagonu wszedł człowiek, który kilkoma ruchami zmianiał tradycyjny pociąg w wygodny pociąg sypialniany. Pełen luksus. Gdy rano otworzyłam oczy, czułam się jak nowo narodzona. Rewelacja! O 6:00 byliśmy w Bangkoku.
PRAKTYCZNIE:
Tym razem nie podzielimy się wieloma informacjami praktycznymi, ponieważ większość czasu przesiedzieliśmy na ławce nad brzegiem Mekongu w centrum miasta. Pójdziemy trochę na łatwiznę i po dokładne informacje odeślemy Was na strony wikitravel, hobomaps (mapa miasta) i jeszcze raz hobomaps (rozkłady jazdy).
Transport:
- Ok. Pytajcie.
- Czy podoba się Wam w Tajlandii?
- Tak. Bardzo.
- Ile razy byliście w Tajlandii?
- To jest nas drugi pobyt.
- Jakie jest Wasze ulubione danie?
- Green curry - odpowiedziałam pewnie.
- Czy....
I na tym się skończyło ponieważ dziennikarz/reporter w stopniu mocno podstawowym znał angielski, a my mieliśmy pomóc mu się przełamać. Chłopak się zaciął. Czasem i tak bywa. Generalnie bardzo fajny sposób na naukę języka.
Jak już się nasiedzieliśmy i poobserwowaliśmy to ruszyliśmy na Taa Sadej Market. Można na nim kupić dosłownie wszystko, czego dusza zapragnie. No prawie wszystko... Z green curry był problem. Tak więc skierowaliśmy nasze kroki z powrotem nad rzekę, gdzie knajpek jest bez liku. Ja tradycyjnie wpałaszowałam green curry, a Wojtek wymarzonego... uwaga (tu fanfary)... schabowego i fryty! Po takim daniu wróciła mu moc i chęci na kolejne 2 tygodnie podróżowania. Tylko co z tych chęci jak za 30 godzin mieliśmy być już na lotnisku?
Nim zdążyliśmy się obejrzeć, nasz czas w przesympatycznym Nong Khai dobiegł końca. Bardzo polubiliśmy to powolne i gościnne miasteczko. Tuk-tukiem dostaliśmy się do stacji kolejowej, a tam już czekał na nas pociąg. Wygodnie rozsiedliśmy się na przydzielonych nam miejscach. Nagle do wagonu wszedł człowiek, który kilkoma ruchami zmianiał tradycyjny pociąg w wygodny pociąg sypialniany. Pełen luksus. Gdy rano otworzyłam oczy, czułam się jak nowo narodzona. Rewelacja! O 6:00 byliśmy w Bangkoku.
PRAKTYCZNIE:
Tym razem nie podzielimy się wieloma informacjami praktycznymi, ponieważ większość czasu przesiedzieliśmy na ławce nad brzegiem Mekongu w centrum miasta. Pójdziemy trochę na łatwiznę i po dokładne informacje odeślemy Was na strony wikitravel, hobomaps (mapa miasta) i jeszcze raz hobomaps (rozkłady jazdy).
Transport:
- Po przejechaniu mostu granicznego znajdziecie się na przedmieściach Nong Khai. Stąd do centrum trzeba dojechać tuk-tukiem (4 km), które stanowią swego rodzaju komunikację publiczną. Ceny są z góry ustalone.
- Zdecydowanie bliżej jest na dworzec kolejowy, który również znajduje się na przedmieściach Nong Khai (1,5 km od mostu, 3-4 km od centrum). Nasz pociąg do Bangkoku odjeżdżał 19:10, a w Bangkoku byliśmy o 6 rano. Już w Chiang Mai kupiliśmy bilety na wagon sypialny 2. klasy za 748 baht i była to dobra decyzja. Aktualne rozkłady jazdy z cenami biletów znajdziecie na stronie tajlandzkich kolei (link).
- Dworzec autobusowy znajduje się w centrum miasta. Nie jest to ważny węzeł komunikacyjny, więc nie ma też ciekawych połączeń autobusowych. Więcej autobusów dalekobieżnych jeździ z miasta Udon Thani oddalonego o ponad 50 km od Nong Khai. W Udon Thani znajduje się również najbliższe lotnisko, z którego można się tanio dostać do Bangkoku (Don Muang).
Atrakcje:
- Buddha Park - Tak, tu też się taki znajduje. Park położony jest ok. 6 km od miasta, przy czym nie jeździ tam żaden autobus. Dojazd tuk-tukiem lub rowerem.
- Taa Sadej Market - Hala targowa położona przy samym bulwarze nad Mekongiem. Została zbudowana w miejscu dawnego rzecznego przejścia granicznego, funkcjonującego do czasu zbudowania Pierwszego Mostu Przyjaźni.
- Spacery bulwarem, przejażdżki rowerowe, kolacja z widokiem na Mekong - Restauracji z widokiem na rzekę jest sporo, przy czym większość z nich jest otwierana dopiero o zachodzie słońca. Nong Khai sprawia również wrażenie rowerowej stolicy Tajlandii, nie tylko ze względu na trwającą akcję Bike for Dad.
Brak komentarzy
NAPISZ COŚ