Rok 2016 r. był dla nas przełomowy. Z wielu względów, a przede wszystkim dlatego, że za chwilę miał do nas dołączyć mały szkrab. Od zawsze mieliśmy przeświadczenie, że dziecko nie zmieni naszego trybu życia. Zmieniło. Nie jakoś bardzo, ale jednak.
Zanim jednak na świecie pojawił się Olaf, było długie 9 miesięcy oczekiwania na niego. Od razu pojawiło się pytanie: jak tak długo wytrzymać bez nawet najmniejszej podróży? Ciężko, oj ciężko. Nie wytrzymaliśmy. W czerwcu siedzieliśmy w samolocie, który swój lot kończył w Gruzji. Byłam wtedy w piątym miesiącu ciąży. Zanim jednak do tego samolotu wsiadłam, to na informację, że wybieram się do Gruzji, niejednokrotnie słyszałam pełne wyrzutów:
- Lecisz samolotem w ciąży ?!
- Tak, lecę !!! - krzyczałam w myślach.
Nie zamierzam na swoim przykładzie przekonywać, że latanie ciężarnych jest super-mega bezpieczne, że warto, że trzeba, że należy. Nie taki jest cel tego posta. To, czy przyszła mama może udać się w jakąkolwiek podróż, powinno być skonsultowane z lekarzem. To on i tylko on jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Od mojej znajomej usłyszałam, że podróże samolotem są niewskazane ze względu na ciśnienie, promieniowanie i coś tam jeszcze. Była na tyle przekonywująca, że 3 razy pytałam się lekarza prowadzącego czy mogę lecieć. Całe szczęście nie widział on przeciwwskazań. Tak więc po pierwsze, zanim zdecydujesz się na urlop, skontaktuj się z lekarzem... nie z koleżanką, kolegą czy mamą. :-)
Gdy odpowiedź jest pozytywna i satysfakcjonująca, można zacząć planować. Tu raczej bez szaleństwa. Lot maksymalnie 3-4 godzinny. Wiadomo, im dłużej tym bardziej się męczymy, a prawda jest taka, że nasza ruchliwość już nie jest taka jak wcześniej. Poza tym pozycja siedząca jest niekorzystna dla krążenia.
Krążą teorie, że bramki magnetyczne na lotniskach mogą mieć niekorzystny wpływ na płód. Nie zaprzeczam, nie potwierdzam. Nie znam się na tym kompletnie. Jednak jeśli kobieta w ciąży ma jakiekolwiek obawy z tym związane, może poprosić o kontrolę osobistą. Przetestowałam. Polecam także tym kobietom, które nie zgadzają się z tą teorią. Jest po prostu szybciej i wygodniej.
Jeśli macie możliwość wyboru miejsca na pokładzie proponuję ze względów praktycznych (wc, rozprostowanie nóg) przy przejściu. Pamiętam, że do Gruzji lecieliśmy Wizzairem. Podczas lotu do Kutaisi mieliśmy sporo farta. Fotel obok mnie był wolny, więc miałam możliwość wygodnie się rozłożyć. W drodze powrotnej już takiego luksusu nie było, a co gorsza trafiły nam się 2 miejsca od okna. Stwierdziłam, że poproszę sąsiada o zamianę. Na moją prośbę furknął i powzdychał kilka razy i odparł w skrócie, że ma to gdzieś. Całe szczęście okazało się, że pomylił miejsca i za chwilę przyszła na jego miejsce osoba bardziej wyrozumiała.
W samolocie jest mała wilgotność, co może doprowadzić do odwodnienia, więc należy pić dużo wody. Jest ona absolutnie niezbędna. Opróżniłam dwie litrowe butle. Pamiętam, że na lotnisku w Warszawie jej ceny przyprawiały o zawrót głowy, ale podobno UOKiK zrobił już z tym porządek.
Krążą teorie, że bramki magnetyczne na lotniskach mogą mieć niekorzystny wpływ na płód. Nie zaprzeczam, nie potwierdzam. Nie znam się na tym kompletnie. Jednak jeśli kobieta w ciąży ma jakiekolwiek obawy z tym związane, może poprosić o kontrolę osobistą. Przetestowałam. Polecam także tym kobietom, które nie zgadzają się z tą teorią. Jest po prostu szybciej i wygodniej.
Jeśli macie możliwość wyboru miejsca na pokładzie proponuję ze względów praktycznych (wc, rozprostowanie nóg) przy przejściu. Pamiętam, że do Gruzji lecieliśmy Wizzairem. Podczas lotu do Kutaisi mieliśmy sporo farta. Fotel obok mnie był wolny, więc miałam możliwość wygodnie się rozłożyć. W drodze powrotnej już takiego luksusu nie było, a co gorsza trafiły nam się 2 miejsca od okna. Stwierdziłam, że poproszę sąsiada o zamianę. Na moją prośbę furknął i powzdychał kilka razy i odparł w skrócie, że ma to gdzieś. Całe szczęście okazało się, że pomylił miejsca i za chwilę przyszła na jego miejsce osoba bardziej wyrozumiała.
W samolocie jest mała wilgotność, co może doprowadzić do odwodnienia, więc należy pić dużo wody. Jest ona absolutnie niezbędna. Opróżniłam dwie litrowe butle. Pamiętam, że na lotnisku w Warszawie jej ceny przyprawiały o zawrót głowy, ale podobno UOKiK zrobił już z tym porządek.
Zostaje jeszcze pytanie gdzie jechać. My, jak wcześniej wspomniałam, wybraliśmy Gruzję. Było przyjemnie i bezpiecznie. Gruzja nie jest w UE więc dodatkowo musieliśmy zakupić ubezpieczenie podróżne. Zresztą nawet gdyby była, także byśmy takie ubezpieczenie kupili. Jak to się mówi - safety first. W okresie ciąży jakość i dostępność opieki medycznej jest niezwykle ważna, więc powinna być ona jednym z kryteriów wyboru kierunku. Warto pamiętać, że podczas tych 9 szczególnych miesięcy, szczepienia nie są pożądane, co także jest istotnym faktem przy wyborze wakacyjnego kierunku. Afrykański busz raczej odpada.
Decydując się na podróżowanie w Olafem w brzuchu, automatycznie zaakceptowaliśmy wzrost kosztów wyprawy. Wybierając miejsca noclegowe zwracaliśmy uwagę na to, żeby było naprawdę czysto, żeby pokój miał łazienkę, a hotel był jak najbliżej centrum. Chciałam czuć się komfortowo i tak było przez całe dwa tygodnie. Zmieniliśmy tez nieco nasze wycieczkowe nawyki żywieniowe. Uliczne żarełko odpadło. Niestety musiałam sobie odmówić także tego co w Gruzji najlepsze... wina. Pokusa była wielka, tym bardziej, że praktycznie każdego dnia nadarzała się okazja, że uchylić koliszek. Obiecaliśmy jednak właścicielom Peter's Guest House, że do Gruzji wrócimy, więc myślę, że straty zostaną nadrobione.
Ostatnie i najważniejsze. To gdzie, jak i czy w ogóle wyjedziecie, w znacznej części zależy od tego co siedzi w Waszych głowach. Jeśli macie jakiekolwiek wątpliwości może nie warto ryzykować i pakować walizek. Wyjazd nie będzie dla was wypoczynkiem, a męczarnią. Zróbcie sobie listę, wypiszcie wszystkie za i przeciw, a potem dopiero zdecydujcie czy jesteście gotowe na pierwszy nieoficjalny trip maluszka. Najważniejsze jest Wasze osobiste podejście do podróżowania w ciąży i oczywiście opinia lekarza.
Dla mnie te dwa tygodnie w Gruzji były czasem kiedy naładowałam baterie, odpoczęłam. Do pracy wróciłam z nową energią, aczkolwiek nie ukrywam, że były momenty gdy zmęczenie dawało o sobie znać i musiałam ucinać wieczorną drzemkę w czasie kiedy Wojtek odkrywał miasto. Cóż, już nie byłam sama i przede wszystkim to miałam na uwadze. Mimo wszystko udało się zobaczyć przez te dwa tygodnie naprawdę spory kawałek tego pięknego kraju. Myślę, że niewiele mniej niż w normalnym trybie. Od pamiętnego wylotu do Kutaisi zmieniły się priorytety i zasady podróżowania. Teraz już wiem, że zmieniły się one na ładnych parę lat, ale nie na tyle, żeby zrezygnować ze swoich pasji. :-)
Decydując się na podróżowanie w Olafem w brzuchu, automatycznie zaakceptowaliśmy wzrost kosztów wyprawy. Wybierając miejsca noclegowe zwracaliśmy uwagę na to, żeby było naprawdę czysto, żeby pokój miał łazienkę, a hotel był jak najbliżej centrum. Chciałam czuć się komfortowo i tak było przez całe dwa tygodnie. Zmieniliśmy tez nieco nasze wycieczkowe nawyki żywieniowe. Uliczne żarełko odpadło. Niestety musiałam sobie odmówić także tego co w Gruzji najlepsze... wina. Pokusa była wielka, tym bardziej, że praktycznie każdego dnia nadarzała się okazja, że uchylić koliszek. Obiecaliśmy jednak właścicielom Peter's Guest House, że do Gruzji wrócimy, więc myślę, że straty zostaną nadrobione.
Ostatnie i najważniejsze. To gdzie, jak i czy w ogóle wyjedziecie, w znacznej części zależy od tego co siedzi w Waszych głowach. Jeśli macie jakiekolwiek wątpliwości może nie warto ryzykować i pakować walizek. Wyjazd nie będzie dla was wypoczynkiem, a męczarnią. Zróbcie sobie listę, wypiszcie wszystkie za i przeciw, a potem dopiero zdecydujcie czy jesteście gotowe na pierwszy nieoficjalny trip maluszka. Najważniejsze jest Wasze osobiste podejście do podróżowania w ciąży i oczywiście opinia lekarza.
Dla mnie te dwa tygodnie w Gruzji były czasem kiedy naładowałam baterie, odpoczęłam. Do pracy wróciłam z nową energią, aczkolwiek nie ukrywam, że były momenty gdy zmęczenie dawało o sobie znać i musiałam ucinać wieczorną drzemkę w czasie kiedy Wojtek odkrywał miasto. Cóż, już nie byłam sama i przede wszystkim to miałam na uwadze. Mimo wszystko udało się zobaczyć przez te dwa tygodnie naprawdę spory kawałek tego pięknego kraju. Myślę, że niewiele mniej niż w normalnym trybie. Od pamiętnego wylotu do Kutaisi zmieniły się priorytety i zasady podróżowania. Teraz już wiem, że zmieniły się one na ładnych parę lat, ale nie na tyle, żeby zrezygnować ze swoich pasji. :-)
Brak komentarzy
NAPISZ COŚ