Do stolicy Zakynthos trafiliśmy za namową opiekuna naszego pensjonatu. Tak zachwalał Zante Town, że nie mieliśmy innego wyboru. W niedzielę pojechaliśmy zdobywać miasto.
Na wyspie wszędzie jest blisko, więc po niespełna 20 minutach zaparkowaliśmy samochód przy mało reprezentatywnej promenadzie i ruszyliśmy w miasto. Pierwsze wrażenie? Średnie, ale stwierdziliśmy, że dajemy mu szansę.
Zaczęliśmy od Placu Salomona. W sumie napisać, że zwiedzaliśmy ten plac to chyba trochę przerost formy nad treścią. Właściwie to przeszliśmy go w pośpiechu, zatrzymując się na chwilę przy niewielkim kościele Agios Nikolaos tou Molou, który w mojej ocenie jest najciekawszym jego punktem. Budowla ta jako jedyna przetrwała trzęsienie ziemi, które nawiedziło stolicę w 1953 r.. Plac jest na tyle rozległy, że pomieścił także Muzeum Bizantyjskie, Bibliotekę Miejską czy np. Ratusz. Jako, że jesteśmy raczej mało muzealni, to ani Muzeum, ani Biblioteka nie wzbudziły naszego entuzjazmu. Ruszyliśmy w miasto.
Stolica, w niedzielne popołudnie przywitała nas nieco senną atmosferą. Turyści i miejscowi snuli się uliczkami to w tę to we wte, sami chyba nie do końca wiedząc czego szukają. Zapewne tak jak my uciekali przed słonecznymi promieniami. Grzało niemiłosiernie.
Tak jak wspomniałam wyżej w 1953 miasto zostało kompletnie zniszczone, tak więc o zabytkowej zabudowie ciężko jest mówić. W sumie to jej nie ma. Niestety "nowoczesna" zabudowa raczej nie jest zbyt ciekawa. Nie znaleźliśmy w Zante nic co sprawiłoby, że to miasto zostanie na dłużej w naszej pamięci. No może poza główną atrakcją tego miasta - kościołem Agios Dionisios, który jest poświęcony patronowi wyspy. Jednak to też nie za sprawą jego wyjątkowości, a raczej faktu, że był ostatnią budowlą, na której zawiesiliśmy oko.
Chodząc uliczkami stolicy co rusz mijaliśmy bary, restauracje, czy sklepiki z mniej lub bardziej tandetnymi pamiątkami. Największe zagęszczenie restauracji i klubów znajduje się przy ul. Lomvardou, ciągnącej się wzdłuż nadmorskiej promenady. Ryby, pizza czy typowo greckie dania. Dla każdego znajdzie się coś dobrego.
W planach mieliśmy zjeść obiad właśnie w stolicy wyspy, ale biorąc pod uwagę fakt, że strasznie się tam nudziliśmy, skróciliśmy nasz pobyt do minimum i na "lunch" wróciliśmy do naszego ulubionego Agios Sostis.
Podsumowując - miasto nas rozczarowało. Wynudziliśmy się w nim jak mopsy. Spacerowaliśmy uliczkami stolicy próbując znaleźć coś co sprawi, że powiemy - wow. Nie doczekaliśmy się. Czasem takie nudy są całkiem przyjemne, ale w wersji "Zente Town" były na dłuższą metę męczące. Na wyspie są dziesiątki ciekawszych miejsc.
W planach mieliśmy zjeść obiad właśnie w stolicy wyspy, ale biorąc pod uwagę fakt, że strasznie się tam nudziliśmy, skróciliśmy nasz pobyt do minimum i na "lunch" wróciliśmy do naszego ulubionego Agios Sostis.
Podsumowując - miasto nas rozczarowało. Wynudziliśmy się w nim jak mopsy. Spacerowaliśmy uliczkami stolicy próbując znaleźć coś co sprawi, że powiemy - wow. Nie doczekaliśmy się. Czasem takie nudy są całkiem przyjemne, ale w wersji "Zente Town" były na dłuższą metę męczące. Na wyspie są dziesiątki ciekawszych miejsc.
Oh jak ja uwielbiam Grecję! Co prawda na Zakynthos jeszcze nie miałam okazji być, ale z pewnością kiedyś się wybiorę i chętnie odwiedzę także stolicę wyspy :)
OdpowiedzUsuń