wtorek, 24 kwietnia 2018

Uwaga, uwaga - dziecko na pokładzie!


Zanim na świecie pojawił się nasz synek dużo czytałam o tym jak rewelacyjne i bezproblemowe jest podróżowanie z dzieckiem. Byłam zachwycona. Kupujesz bilet, pakujesz walizkę, wsiadasz w samolot i lecisz. Nic prostszego. Oczywiście na miejscu sam cud, miód i orzeszki.

- Jeśli oni tak mogą, to nam też na pewno się uda! - myślałam. Myślami zwiedzam z niemowlakiem Tajlandię, Brazylię, Meksyk....

Niestety życie zweryfikowało nasze zapędy. Nic nie jest takie łatwe i proste jak dawniej. Nawet nad kupnem okazyjnego biletu musieliśmy zastanawiać się trzy razy dłużej. Ogólnie jest super, ale planowanie podróży i sama podróż nie zawsze należy do łatwych. A miało być łatwo i przyjemnie...

Na podstawie naszych niewielu, bądź co bądź, podróży z maluchem stwierdzam, że trzeba się nieźle nagłówkować co, jak, gdzie, kiedy i za ile. 

No właśnie, za ile? Nasze wyjazdy podrożały. Znacznie podrożały. Dziecku trzeba zapewnić komfort, a to kosztuje. Musi być milusio i najlepiej w fajnej lokalizacji. Tak więc koszty rosną. Staramy się, żeby nocleg był z góry zaplanowany. Zaro prowizorki. W odległej przeszłości przemieszczaliśmy się z miasta do miasta i na miejscu szukaliśmy hostelu. Teraz taka opcja odpada. Chcemy żeby dziecko czuło się bezpiecznie.

A jak to jest ze zwiedzaniem? No cóż, niestety nie jest tak kolorowo, jak mogłoby się wydawać po zapoznaniu się z artykułami i wpisami na temat podróżowania z dzieckiem. Dziecko zawsze ma zupełne inne plany niż my. Staramy się więc pogodzić nasze potrzeby z potrzebami Olafa. Zdecydowanie więcej czasu spędzamy w parkach, na bulwarach. Chcemy, żeby mały również zaznał nieco przyjemności, rozprostował kolana.

Podczas podróży z Olafem z reguły przemieszczamy się wypożyczonym samochodem. W przyszłości pewnie się to zmieni, ale póki co odwiedzaliśmy miejsca gdzie z komunikacją miejską rożnie bywa i auto było najlepszym środkiem transportu. Niestety mamy ten problem, że Olo do jazdy samochodem nastawiony jest bardzo negatywnie. Musimy się nieźle nakombinować, żeby dojechać do celu. Najczęściej wyruszamy gdy zbliża się czas drzemki. Godzina i kilka minut spokoju. Potem nie jest już wesoło. Bywa jednak, że jest odstępstwo od reguły i w samochodzie panuje błoga cisza. Rzadko, bo rzadko, ale bywa.

Niechęć do przemieszczania się samochodem zdecydowanie ogranicza naszą mobilność. Mam jednak nadzieję, że ten problem w przyszłości zniknie.

Generalnie bywa, że odpuszczamy sobie wizyty w miejscach, do których normalnie (bez dziecka) byśmy zajechali. A to z powodu zmęczenia małego, a to z powodu zbyt skomplikowanego dojazdu, a to z powodu, że to niekoniecznie miejsce dla dzieci.

Nie stronimy oczywiście od restauracji. Człowiek nie ryba, jeść musi. Jednak  skonsumowanie obiadu bywa nie lada wyczynem. Podczas pobytu na Zakynthosie ok. godziny 20 usypialiśmy Olafa, a następnie pakowaliśmy do wózka i udawaliśmy się do restauracji. Olaf zadowalany spał, a my spokojnie wcinaliśmy. Wszyscy byli zadowoleni, ale był też mały dreszczyk emocji. Obudzi się czy nie? Na szczęście za każdym razem sposób zadziałał

Bywa, że odpuszczamy sobie mega promocje na bilety. Jeszcze jakiś czas temu lot do Tajlandii z Wenecji z przesiadką w Rzymie i Dubaju nie był dla nas problemem. Dziś byśmy się nie skusili. Za dużo kombinowania. Myślę, że cała nasza trójka takim łączonym lotem byłaby nieźle zmęczona. Staramy się szukać lotów bezpośrednich, krótkich.

W zeszłym roku daliśmy się jednak ponieść fantacji... Zafascynowani opowieściami co poniektórych blogerów kupiliśmy w tamtym roku bilety z Mediolanu do Meksyku z przesiadką we Frankfurcie (mały miał wtedy ok. 6 miesięcy). Cena rewelacyjna, więc żal nie skorzystać.

- Jak oni dali radę to i my damy!

Dwutygodniowa objazdówka po półwyspie Jukatan była naszym marzeniem, pierwszą Podróżą Olafa przez wielkie P. Niestety im bliżej było wylotu, tym więcej wątpliwości się pojawiało. Tym bardziej, że nasze doloty do Bergamo przesunęły się o dwa dni. Ostatecznie cały misterny plan padł. Długo gryźliśmy się z myślami. Jednak więcej było "przeciw" podroży do Meksyku niż "za". Męcząca  kilkunastogodzinna podróż z kilkoma przesiadkami, niechęć do jazdy samochodem i na dokładkę częste przeziębienia małego. Stwierdziliśmy, że odpuszczamy.

Nie mówimy jednak "nie" Meksykowi w przyszłości. :-)

Póki co piszę o samych wadach podróży z dzieckiem. Czy warto więc z maluchem wyruszyć w świat? Pewnie, że warto! Nie żałuję ani jednej chwili spędzonej z Olafem podczas naszych wyjazdów. Nie było łatwo. I tego trzeba być świadomym. Już nic nie jest takie proste jak kiedyś. :-) Krótki wyjazd do miejscowości obok może okazać się nie lada wyzwaniem. Jednak to, że możemy małemu pokazać świat, smaki, zapachy jest dla nas ważne. Chcemy żeby był otwarty na ludzi i wszystko co go otacza. Spędzamy razem czas i to jest dla nas największa radość. Wyjazd organizujemy tak, żeby każdy z nas był zadowolony.

Wiemy, że z dzieckiem nie zawsze jest łatwo, lekko. Wiemy, że są ciężkie momenty. Wiemy, że czasem trzeba sobie odpuścić. Jesteśmy przygotowani na to, że może być ciężej. Staramy się jednak do wszystkiego podejść na luzie, choć nie zawsze jest to łatwe. Mocy dodają mam momenty gdy Olo się uśmiecha, a ludzie wokół nas są życzliwi. Dziecko w podróży zdecydowanie otwiera serca lokalsów. Są bardziej rozmowni, zaczepiają, uśmiechają się. Czasem nawet coś wpadnie za darmoszkę. ;-)

Podróżowanie z dzieckiem jest fajne, ale trzeba mieś świadomość, że bywa trudne.

1 komentarz

  1. Podróżowanie z dzieckiem to jak piszesz jest sporym wyzwaniem. Trzeba być na wszystko gotowym. Fajny wpis. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń