Nasze czterodniowe zwiedzanie Wiednia rozpoczęliśmy od Parku Schonbrunn - z pewnością jednego z najciekawszych miejsc w stolicy Austrii. Spokojnie można zaplanować sobie tam cały dzień. Szczególnie gdy ma się małego urwisa.
Do Schonbrunn udaliśmy się zaraz po śniadaniu. Ok. godz. 10:00 przy kasach biletowych był już niezły tłok. Nie ma się jednak co dziwić, w końcu to jedna z głównych atrakcji Wiednia. W wielkim skrócie napiszę, że pomysł na tą atrakcję, a konkretnie zespół pałacowo-ogrodowy zrodził się w 1642 r. w głowie cesarzowej Eleonory. Pod koniec XVII w. pałac wraz z całą bogata otoczką był gotowy. Nie(stety) po zniszczeniach dokonanych przez Turków osmańskich w XVIII w. rezydencja została przebudowana przez słynna Marię Teresę. W pałacu znajduję się (uwaga!) 1441 pomieszczeń. Turyści mają jednak wstęp tylko do 45.
Zdecydowaliśmy się na zobaczenie tego cudu od środka. Każdy z nas otrzymał audiobooka w języku polskim i powolnym krokiem zwiedzaliśmy pomieszczenie po pomieszczeniu. Nasz mały szkrab większość trasy przespał więc mogliśmy skupić się na wnętrzach pałacu. A jest na czym! Jest na bogato. Często podkreślam, że nie jesteśmy wielbicielami zwiedzania pałaców, muzeów czy kościołów. Są jednak takie miejsca, do których trzeba, albo warto zajrzeć i z pewnością Pałac Schonbrunn do niech należy. Jednogodzinny spacer przez 45 cesarskich komnat zabierze Was w inny wymiar czasu. Uprzedzam jednak, że nie będziecie sami. Na otaczających zewsząd turystów trzeba się wyłączyć i będzie ok.
Szchonbrunn to także, a może przede wszystkim, jego otoczenie. Można spędzić czas wyłącznie w tzw. stafie bezpłatnej. Spacerując biegając, wygrzewając się na trawie, piknikując. Kto co lubi. Najważniejsze, że jest szansa na spędzenie miło i spokojnie czasu.
Można też skorzystać z płatnych atrakcji. Zdecydowaliśmy się na zakup biletu łączonego o nazwie "classic pass", który obejmuje oprócz wizyty w pałacu także spacer po oranżerii, prywatnych ogrodach, labiryntach i Gloriette. Sporo atrakcji, a koszt to "tylko" 23 euro. Czas przejścia podany na bilecie to 3-4 godziny. Nijak te 3-4 godziny miały się do naszego spacerowania po Schonbrunn. Spędziliśmy tam z 8 godzin. Naszym towarzyszem był jednak także mały człowieczek, który opóźniał nam zwiedzanie. Pomimo tego faktu uważam, że spokojnie można tam spędzić cały dzień. Zależy kto czego szuka.
Zwiedzanie zaczęliśmy od oranżerii. W cieplejsze miesiące cytrusy i inne rośliny wystawiane są w donicach na świeżym powietrzu. Gdy temperatura zaczyna być dla nich mniej łaskawa znowu lądują we wnętrzach największej w Europie oranżerii. Budynek mierzy 189 metrów długości i 10 metrów szerokości! Przespacerowaliśmy się po wygrodzonym terenie przemykając pod zielonymi gałązkami egzotycznych roślin, podziwiając znajdujące się na nim fontanny i zdobioną fasadę oranżerii.
Na przeciwko oranżerii są ogrody prywatne. Tam udało nam się uciec przed słońcem ponieważ większość trasy prowadzi przez "tunel" utkany z gałęzi drzew. Najfajniejszym miejscem w ogrodzie jest punkt widokowy na pałac. Nie jest on specjalnie wysoki, ale widok z niego jest zacny.
Oczywiście nie tak zacny jak z Glorietty. Żeby się na nią dostać trzeba się nieco nagimnastykować, szczególnie gdy pod pachą ma się całą masę tobołków. Dzieciaci wiedzą o czym mówię. :) Wspinaliśmy się bez końca po wzgórzu usłanym wypoczywającymi wiedeńczykami, ale było warto. Na szczycie czekał na nas rewelacyjny widok na cały park, wraz z pałacem Schonbrunn i sam budynek Glorietty. Został wybudowany w 1775 r. jako pomnik wojny upamiętniający wojny mające miejsce po przejęciu władzy przez Marię Teresę. Mając bilet wstępu można wejść na taras widokowy, czyli po prostu dach budynku.
Mniejsze wrażenie zrobiły na nas labirynty, które są zapewne fajną atrakcją dla dzieciaków. Skupiliśmy się na placu zabaw, który znajduje się tuż przy nich. Spędziliśmy na nim dobre pół godziny. Olaf szalał, ganiał, kręcił się. Nic a nic nie przeszkadzało mu, że nie rozumie co do niego krzyczą dzieciaki, a krzyczały w przeróżnych językach. Pomimo bariery językowej wszyscy bawili się świetnie. I o to przecież chodzi!
Generalnie w Schonbrunn cała nasza paczka bawiła się świetnie. Odpoczywaliśmy z dala od gwaru, wśród zieleni, przy fontannach. Spacerując po ogromnych rozmiarów parku, co rusz odkrywaliśmy jakieś interesujące obiekty, a to fontanny, a to pięknie przycięte żywopłoty, a to przepiękną palmiarnię.
W planach mieliśmy zajrzeć także do ogrodu zoologicznego Schonbrunn. Najstarszego zoo wciąż działającego w Europie. Teraz stwierdzam, że plan był bardzo ambitny biorąc pod uwagę fakt, że w każdym z tych miejsc spędziliśmy ładnych parę godzin. Ze słynnym zoo obeszliśmy się smakiem i wróciliśmy do niego 2 dni później. Zwiedzanie zaczęliśmy ponownie ok. 10:00. Dostaliśmy mapę i wytyczne, o której zwierzęta są karmione. Oczywiście na karmienie żadnego ze zwierzaków się nie załapaliśmy. Pomimo tego zoo bardzo nam się podobało. Bezapelacyjnym hitem są niedźwiedzie polarne, słodkie pandy i oczywiście pingwiny. Bardzo podobało nam się też szklany pawilon zaaranżowany na dżunglę (konkretnie Borneo). Czad. W środku czeka na zwiedzających nietoperza niespodzianka, ale jak niespodzianka to nie będę pisała o co chodzi. Sprawdźcie sami. W ogrodzie zoologicznym zwierzęta są bardzo blisko zwiedzających. Miejsce jest warte zobaczenia. Nie bez kozery zaliczane jest to najnowocześniejszych i najlepszych zoo na świecie. Jest naprawdę super. Polecam. Nie trzeba wcale podróżować z dzieckiem, żeby do takich miejsc zachodzić. My, zanim pojawił się Pan Olaf, zajrzeliśmy do zoo w Budapeszcie, Bangkoku i wielokrotnie zaliczyliśmy zoo gdańskie. Wiedeńskie jest the best.
W Schonbrunn spędziliśmy łącznie dwa dni. Zwiedzaliśmy bez pośpiechu. Myślę, że bez dziecka cały program można ogarnąć w jeden dzień, ale będzie to dzień potwornie męczący. Zależy jakie macie oczekiwania. My nie mieliśmy konkretnego planu. Chcieliśmy poczuć Wiedeń, a jednocześnie odetchnąć. W Schonbrunn to się nam udało. Był to bardzo przyjemnie spędzony czas. W naszych odczuciach to zdecydowanie najfajniejsze miejsce w stolicy Austrii. Zielone, spokojne, pełne atrakcji. Co ważne pogoda dopisała. Nic tylko relaksować się.
PRAKTYCZNIE:
Jak dojechać do zespołu pałacowo-parkowego w Schonbrunn:
- Najłatwiej, najszybciej i najkorzystniej metrem linii U4 w kierunku Hutteldorf. Jeśli chcecie zwiedzać ZOO to najlepiej wysiąść na stacji Hietzing. Jeśli chcecie zacząć od pałacu i ogrodów to na stacji Schonbrunn.
Ceny biletów do pałacu / ogrodów Schonbrunn:
- Rodzajów biletów jest tyle, że nie ma sensu ich wypisywać w tym miejscu. Są one dostępne TUTAJ. My ze swojej strony możemy polecić zakup biletu łączonego Classic Pass, obejmującego wszystkie najważniejsze atrakcje. Normalnie kosztuje on 27 euro, ale my trafiliśmy na promocję, w związku z czym kosztował 23 euro.
- Ogólnie są trzy rodzaje biletów: tylko do ZOO kosztujący 20 euro, bilet łączony na ZOO + koło widokowe na Praterze kosztujący 23 euro lub bilet łączony na ZOO + palmiarnię + desert house za 26 euro. Zaznaczę przy tym, że samo koło widokowe kosztuje 10 euro. Ja oczywiście polecam zakup jednego z biletów łączonych.
- Bary i restauracje znajdują się przy prawie każdym wejściu na teren zespołu pałacowo-parkowego.
Brak komentarzy
NAPISZ COŚ